26 kwietnia 1972 roku piłkarska reprezentacja Polski rozegrała rewanż z Hiszpanią w kwalifikacjach olimpijskich przed igrzyskami w Monachium. O ile pierwsze spotkanie z Iberyjczykami, w Gijon, okazało się wręcz przełomowe dla biało-czerwonych, o tyle potyczka w Szczecinie – choć zwycięska – była do zapomnienia. I to jak najszybszego Nie tylko w ocenie selekcjonera był to mecz straconych szans.
W listopadzie 1971 roku olimpijska reprezentacja Hiszpanii gościła biało-czerwonych w Gijon. Co prawda Orły Górskiego wykazały wyższość nad amatorami z Półwyspu Iberyjskiego dopiero po przerwie, po golach Joachima Marxa i Włodzimierza Lubańskiego. Przewaga polskiego zespołu była jednak bezdyskusyjna, a wygrana pewna. Doszło wówczas do dwóch ważnych debiutów, po raz pierwszy w drużynie narodowej wystąpili bowiem późniejsi mistrzowie olimpijscy Grzegorz Lato i Marian Ostafiński. Fakt, że po latach – po weryfikacji pod egidą FIFA – mecze w kwalifikacjach igrzysk (i na turniejach olimpijskich) z rywalami z państw kapitalistycznych uznano za nieoficjalne, nie miał żadnego wpływu na ocenę Kazimierza Górskiego. Wygłaszając opinię z perspektywy kilku dekad Trener Tysiąclecia podtrzymał, że właśnie tamto spotkanie rozegrane w Asturii było przełomowe w procesie budowy reprezentacji, która później przywiozła trzy medale z wielkich turniejów.
W każdym razie rewanż w Szczecinie nie zapowiadał się na szczególnie trudny. Tyle że – choć obyło się bez niespodzianki – spotkanie wyjątkowo nie wyszło biało-czerwonym. Honor uratował Zygmund Maszczyk, który zdobył oba gole – pierwszy strzałem głową – dla naszego zespołu. Były to jedyne trafienia pomocnika Ruchu Chorzów w reprezentacji Polski; po latach niestety wykreślone z oficjalnych statystyk.
26.04.1972, Szczecin, kwalifikacje olimpijskie
POLSKA – Hiszpania 2:0
Bramki: Maszczyk 21,54
POLSKA: Kostka – Szymanowski, Gorgoń, Ostafiński, Anczok – Szołtysik, Deyna, Maszczyk – Banaś (37. Lato), Marx, Gadocha (82. Kowalczyk). Trener: Górski
– Z taką grą nie ma co nawet marzyć, aby wziąć odwet za Starą Zagorę – przypominam sobie jeden z komentarzy po meczu w Szczecinie. Wypadliśmy w nim rzeczywiście źle, zwłaszcza w porównaniu ze spotkaniem w Gijon. Mógłbym znaleźć kilka usprawiedliwień dla kiepskiej gry zespołu. Jak na przykład fatalna pogoda, brak (Włodka) Lubańskiego, czy zaskakująco dobra postawa Hiszpanów. Zmartwił mnie więcej niż skromny bilans bramkowy, każdy bowiem gol liczył się w tym meczu na wagę złota. Bułgarzy posiadali nad nami przewagę, gdyż strzelili Hiszpanom w Sofii sporą porcję bramek. Niestety nie wykorzystaliśmy nadarzającej się okazji – to pełne rozczarowania i zmartwienia zapiski z pamiętnika trenera Górskiego, opublikowanegow książce „Piłka jest okrągła”.
(cdn.)