Dziś urodziny Ćmikiewicza i Maszczyka

3 maja urodziło się aż dwóch ważnych Orłów Górskiego. W 1945 w Siemianowicach Śląskich na świat przyszedł Zygmunt Maszczyk, natomiast w  1947 roku we Wrocławiu – Lesław Ćmikiewicz. Obaj byli znakomici pomocnicy mają w dorobku złote i srebrne medale olimpijskie, obaj wystąpili także na mundialu w Niemczech w 1974 roku, skąd biało-czerwoni przywieźli brązowe medale.  Stu lat dla obu wspaniałych rozgrywających, w dobrym zdrowiu!

 

 

1976 Warszawa Stadion Hutnika. Lesław Ćmikiewicz i Zygmunt Maszczyk na jednym zdjęciu, które pomieściło zdecydowaną większość najbardziej utytułowanych pomocników w historii reprezentacji Polski. archiwum Górskich/FOTONOVA

 

 

Maszczyk w reprezentacji Polski rozegrał 36 meczów. Ktoś może powiedzieć, że tylko 36, ale… tylko 13 z nich było towarzyskich! Poza tym spotkanie z Kolumbią na igrzyskach w Monachium zostało po latach wymazane z oficjalnych statystyk, więc po prawdzie istotnych występów zanotował więcej niż można się dziś dowiedzieć z oficjalnych opracowań. Zresztą dwa swe jedyne trafienia zaliczył w spotkaniu kwalifikacji olimpijskich z Hiszpanią w Szczecinie, w kwietniu 1972 roku. Piłkarskie encyklopedie zaliczają dziś „Zydze” 5 meczów w IO’72, 7 w WM’74 i 4 w IO’76 (z pominięciem półfinału z Brazylią, w którym zagrał). 16 z 36 meczów dla biało-czerwonych w finałach w wielkich światowych turniejów – to wizytówka piłkarza wybitnego. Pana Piłkarza.

 

 

W piłce klubowej Maszczyk także jest spełniony. Przez 14 sezonów dla chorzowskiego Ruchu uzbierał 310 ligowych meczów i 41 goli. Trzykrotnie był mistrzem Polski, po razie ćwierćfinalistą Pucharu UEFA i Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Imponował wyszkoleniem technicznym, ale także wydolnością i walecznością.

 

Podobne cechy charakteryzowały Ćmikiewicza. Pomocnik, choć w reprezentacji często wystawiany również w roli stopera, ligową karierę zaczynał w Śląsku Wrocław, ale całą dekadę lat 70. poprzedniego stulecia spędził w Legii Warszawa. W barwach klubu z Łazienkowskiej rozegrał 226 meczów i zdobył 15 goli. Wywalczył dwa Puchary Polski, wicemistrzostwo kraju i był ćwierćfinalistą Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Do reprezentacji kraju powoływany był także przez dekadę. Po wszystkich weryfikacjach w CV pozostało Lesławowi 57 meczów. W tym aż 15 w turniejach olimpijskich i o mistrzostwo świata. Choć po prawdzie, tych spotkań – identycznie jak w przypadku Maszczyka – było więcej.

 

Ćmikiewicz był ulubionym zawodnikiem Kazimierza Górskiego, którego Trener Tysiąclecia powoływał od pierwszego do ostatniego zgrupowania. W ostatnim spotkaniu, finale olimpijskim w 1976 roku z NRD nie wystąpił – z powodu kontuzji. Za to później, gdy Orły Górskiego  grały w kategorii oldbojów był prawą rękę szkoleniowca. A po jego śmierci – w końcówce życia legendarnego selekcjonera zaliczał się do grona najbliższych znajomych pana Kazimierza – przejął stery w tym stowarzyszeniu.

 

– Gdy wypadł Włodek Lubański, zastąpił go Grzesiek Lato, oczywiście w zdobywaniu goli, gdyż na pozycję Lubańskiego wszedł Andrzej Szarmach. I tu znów dał o sobie znać… fart trenera. Bo nagle, przez pecha najlepszego piłkarza, ostro przyspieszyliśmy. Straciliśmy lidera, ale szybcy skrzydłowi i „Diabeł” sprawili, że zyskaliśmy… najlepszy atak na świecie, którego wszyscy się bali! Taki był wówczas potencjał polskiego futbolu. Przez nieszczęście Włodka drużyna zyskała na dynamice, ale zyskała też na i kontuzji… Ćmikiewicza  – wspominał z dużym dystansem pan Lesław w wywiadzie dla strony internetowej Fundacji Kazimierza Górskiego. –  Grałem wszystkie mecze kwalifikacyjne, a wcześniej także na olimpiadzie nikt mnie nie zmieniał. Straciłem miejsce dopiero na zgrupowaniu w Zakopanem przez… żart. Gadocha bawił się z Blauthem, chciał go oblać wodą ze szklanej butelki, ale ten się odwinął, i flaszka wylądowała mi pod nogą. Tak nieszczęśliwie stanąłem na niej, że założyli mi sześć szwów na stopę. Ne wiem, czy gdybym był nawet w najwyższej formie w Niemczech, grałbym tak dobrze jak Maszczyk. Uważam, że drużyna zyskała na wejściu „Zygi do składu”. Taka prawda.

 

Takich pomocników dziś już nie ma. A szkoda, gdyż Ćmikiewicz i Maszczyk apogeum formy przydaliby się każdemu selekcjonerowi…