Pierwsza połowa maja to pora, kiedy nie brakowało – oczywiście w czasach Kazimierza Górskiego – istotnych meczów reprezentacji. W pierwszym etapie pracy selekcjonera, przed igrzyskami w Monachium, rozegrane zostały dwa takie spotkania. Z bardzo różnymi dla biało-czerwonych rozstrzygnięciami…

fot. Dariusz Gorski/FOTONOVA
– Na usprawiedliwienie remisu, który był w gruncie rzeczy porażką mógłbym przytoczyć sporo przekonywających argumentów. Nie mogły jednak zmienić wyniku, który wywołał fatalny rezonans w opinii publicznej – wspominał po latach Kazimierz Górski w książce „Piłka jest okrągła”.
12.05.1971, Tirana, eliminacje mistrzostw Europy
Albania – Polska 1:1
Bramki: Zhega 32 – Banaś 5.
POLSKA: Grotyński – Wraży, Winkler, J. Wyrobek, Anczok – Szołtysik, Deyna (69. Ćmikiewicz), Banaś, B. Blaut, Lubański, Gadocha (45. Kozerski). Trener: Górski.
– O godzinie trzeciej po południu, kiedy zaczynaliśmy mecz, temperatura przekraczała 30 stopni. Było potwornie gorąco i duszno, a do tego wysokie położenie miasta sprawiało, że zawodnicy zatykali się po kilkunastu minutach gry – kontynuował trener Górski. – Już w 5. minucie zdobyliśmy prowadzenie, po czym powtórzyła się stara śpiewka – lekceważenie przeciwnika, bezproduktywne zagrania, nonszalancka zabawa w kotka i myszkę. Kiego gospodarze wyrównali, nasi ruszyli do szturmu i zdobyli nawet prowadzenie, lecz sędzia bramki nie uznał…
Niespełna rok później, kiedy stawką był awans na igrzyska, trzeba już było postawić wszystko na jedną kartę. Tym bardziej, że w pierwszym meczu z Bułgarami – w Starej Zagorze – rumuński sędzia Victor Padureanu dał karnego z kapelusza gospodarzom, wyrzucił z boiska naszego kapitana Włodzimierza Lubańskiego, a na dodatek nie uznał prawidłowej bramki Jana Banasia. Pobyt w Bułgarii polska ekipa zakończyło zatem złożeniem protestu i mocnym postanowieniem wzięcia sportowego rewanżu na nieuczciwych rywalach na Stadionie X-lecia.
Polskich kibiców nie trzeba było dodatkowo motywować do żywiołowego dopingu, ale po porażce 1:3 w Starej Zagorze do przerwy w Warszawie było tylko 1:0. – Pamiętam doskonale napiętą atmosferę po pierwszej połowie. Trener Górski kazał dostarczyć termosy z kawą do szatni, po czym wydał dyspozycję, aby piłkarze zostali w niej sami. A ja miałem na zewnątrz pilnować, żeby nikt im nie przeszkadzał. Tak też zrobiłem, ale słyszałem oczywiście odgłosy z szatni. Wersalu tam nie było – wspomina kierownik naszej reprezentacji Janusz Jesionek.
Na drugą połowę nasi zawodnicy wyszli – długim tunelem – z kilkuminutowym opóźnieniem. Na tyle pobudzeni kofeiną i męską dyskusją we własnym gronie, że dorzucili jeszcze dwa gole. W czym mocno dopomógł trener Górski decydując się w końcówce na pokerową zagrywkę z wprowadzeniem Joachima Marxa. Na koniec eliminacji musieli jednak czekać na szczęśliwe – dla biało-czerwonych – zakończenie meczu Hiszpanów z Bułgarami. I doczekali się!
07.05.1972, Warszawa, eliminacje olimpijskie
Polska – Bułgaria 3:0
Bramki: Banaś 20, 75, Marx 85.
POLSKA: Kostka – Wraży, Gorgoń, Ćmikiewicz, Anczok – Szołtysik, Deyna, Maszczyk (70. T. Polak) – Banaś, Lubański, Gadocha (83. Marx). Trener: Górski.
– Gdyby amatorska reprezentacja Hiszpanii nie zabrała punktu Bułgarom w rewanżu u siebie, to z naszej olimpijskiej sławy wyszłyby nici. Iberyjczycy byli wściekli, bo ich też Bułgarzy przekręcili na własnym terenie i zagrali jakby walczyli o życie. No i wbrew wszelkim przewidywaniom nie dali się ograć, choć graniczyło to z cudem – nawet po latach Lesław Ćmikiewicz wspomina tę sytuację ze sporą dozą emocji. – Bez fartu Górskiego, pewnie nigdy nie zostalibyśmy olimpijczykami..
cdn.