Ostre strzelanie i haitańskie nerwy

W drugim spotkaniu pierwszej fazy grupowej w finałach X mistrzostw świata reprezentacja Polski wysoko pokonała Haiti – aż 7:0. Łatwa wygrana zapewniła biało-czerwonym awans do dalszych gier. Po remisie Argentyny z Włochami wiadomo było, że Latynosi nie dogonią już zespołu prowadzonego przez trenera Kazimierza Górskiego. A mimo to nie zabrakło wówczas nerwów w naszej ekipie …

 

 

W meczu z Haiti, który zamienił się w ostry strzelecki trening naszych piłkarzy, najskuteczniejszy wśród Orłów Górskiego był Andrzej Szarmach. Na zdjęciu – podczas powrotu z Chicago z żoną Małgorzatą w 2002 roku.
fot. Dariusz Górski/FOTONOVA

 

 

Mecz nie miał wielkiej historii. Bombardowanie bramki Haitańczyków rozpoczął Grzegorz Lato. Po przytomnym podaniu z prawej strony od Antoniego Szymanowskiego i błędzie obrońcy znalazł się sam przed bramkarzem rywali. Strzelił w lewy róg, nie do obrony. Kolejne gole padały w podobny do siebie sposób – z kornera dośrodkowywał Robert Gadocha, tyle że najpierw wprost na głowę Kaizmierza Deyny, a po upływie pół godziny – Andrzeja Szarmacha. Najpiękniejsze było czwarte trafienie. Nasi piłkarze wykonywali rzut wolny z około 30 metrów. Po kombinacji Deyny i Gadochy uderzył Jerzy Gorgoń – z taką siłą, że golkiper przedstawiciela strefy CONCACAF mógł jedynie obserwować jak piłka wpada do siatki. Kanonadę przed przerwą zakończył Szarmach, który po zagraniu Szymanowskiego przyjął piłkę na linii pola karnego lewą nogą, a strzelił prawą – w krótki róg. Po przerwie Diabeł wykorzystał podanie Gadochy z rzutu rożnego, zaś Lato z trzech metrów – zgranie głową przez Szarmacha po dokładnej centrze Szymanowskiego grającego w końcówce spotkania na lewej stronie obrony.

 

 

   – Od tamtego spotkania już praktycznie w każdym meczu miałem mniej miejsca boisku, a bardzo często także indywidualnego opiekuna. Nie narzekam jednak, sam się przecież o to postarałem – śmiał się po latach, udzielając wywiadu dziennikowi „Sport” tuż przed mundialem w Rosjii Lato. – Jako… chłopiec liczący sobie 24 lata, który miał wszystkich przeciwników gdzieś. Bo niezależnie od tego, czy uderzyłem palcem, nogą, głową, czy… byle czym – wpadało do siatki. Prawda jest jednak taka, że za plecami miałem naprawdę bardzo dobrą drużynę. Deyna był jednym z najlepszych rozgrywających świata. A jak Kazia przeczytali i pokryli, to Heniek Kasperczak z Zygą Maszczykiem robili taką robotę, że się w głowie nie mieści. Naprawdę!

 

 

 

19.06.1974, Monachium, finały MŚ

POLSKA – Haiti 7:0 (5:0)

Bramki: Lato 17, 87, Deyna 19, Szarmach 30, 34, 50, Gorgoń 32.

POLSKA: Tomaszewski – A. Szymanowski, Gorgoń, Żmuda, Musiał (72. Gut) – Kasperczak, Deyna, Maszczyk (64. Ćmikiewicz) – Lato, Szarmach, Gadocha. Trener: Górski.

 

 

 

Skąd jednak wzięły się nerwy, skoro wszystko przebiegło tak łatwo, lekko i przyjemnie w starciu z Haiti. Otóż po pierwszej kolejce na naszą ekipę padł cień podejrzenia, że dwóch zawodników mogło stosować doping. Tak po latach ten niemiły epizod wspomina doktor Janusz Garlicki:

 

Chodziło o Antka Szymanowskiego i Jasia Domarskiego. My z Kaziem dowiedzieliśmy się dzień przed wybuchem afery. Zadzwonił, a potem przyszedł do mnie dziennikarz z „Bilda” z informacją, że dwóch naszych piłkarzy stosowało niedozwolone substancje. Nogi się pode mną ugięły. I od razu zdałem raport trenerowi Górskiemu. Aż nim zatrzęsło, ale podjął decyzję, żeby tego dnia nie mówić jeszcze nic chłopakom, którzy mieli się wyspać. Wrócili zresztą wcześniej z miasta i szybko położyli się do łóżek. A myśmy we dwóch całą noc analizowali, co mogło się stać. Bo Antek lubił różne tablety zażywać i w ogóle zdrowo się prowadzić. Kiedy więc chłopcy w końcu dowiedzieli się, zaczęli ostro z niego żartować. Do tego stopnia się nabijali, że się popłakał.

 

 

– Nerwy mieliśmy z trenerem bardzo napięte, bo następnego dnia przy porannej wadze okazało się, że każdy z nas zeszczuplał po… 3 kilogramy. W ciągu doby! Stres był straszny. Nazajutrz razem z trenerem chodziliśmy bladzi jak ściany, ale około 12 dostaliśmy telefon z biura organizatora MŚ – z komunikatem, że za pół godziny będzie u nas prezydent FIFA. I istotnie wylądował helikopter z sir Stanleyem Rousem i szefem komitetu organizacyjnego. Przylecieli, żeby oficjalnie przeprosić. Rychło w czas, gdyż za trzy godziny był mecz z Haiti… – kończy doktor Garlicki, ówczesny lekarz reprezentacji Polski.

 

 

cdn.