28 sierpnia 1972 roku, w poniedziałek, reprezentacja Polski pod kierunkiem Kazimierza Górskiego zainaugurowała występy w turnieju olimpijskim w Monachium. Zaczęło się od kanonady w meczu z Kolumbią. W rolach głównych wystąpili Kazimierz Deyna i Robert Gadocha. Pierwszy rozpoczął biało-czerwone strzelanie na igrzyskach, drugi – zanotował hat-tricka.
Po latach – z racji tego, że zobligowani regulaminem Kolumbijczycy nie mogli wystawić zawodowców – spotkanie zostało zweryfikowane jako nieoficjalne. Wtedy jednak nikt nie zaprzątał sobie głowy amatorskim składem ekipy z Ameryki Południowej. Liczyło się jedynie to, że biało-czerwoni udanie – a nawet ze sporym rozmachem – rozpoczęli turniej. W 16 minucie Włodzimierz Lubański podał z rzutu rożnego do stojącego na linii pola karnego Deyny. Legionista kopnął z półobrotu, piłka skozłowała metr przed linią bramkową i zupełnie zaskoczony Antonio Rivas musiał wyciągać piłkę z siatki. Kwadrans później Deyna – po rozegraniu akcji przez Lubańskiego z Kazimierzem Kmiecikiem – ponownie huknął nie do obrony z 16 metrów. A to wcale nie był koniec popisu biało-czerwonych przed przerwą. Gadocha przeprowadził rajd prawą stroną, rozegrał z Deyną, i po fantastycznym odegraniu klubowego kolegi nie dał po raz trzeci tego dnia szans na skuteczną interwencję kolumbijskiemu golkiperowi.
Gadocha huknął jak z katapulty
Po zmianie stron znów popis dał Gadocha, który po samotnym rajdzie skrzydłem wbiegł w pole karne i mimo asysty dwóch obrońców kopnął do siatki pod interweniującym Rivasem. Potem do głosu doszli Kolumbijczycy. Moron tańczył z piłką tak wprawnie, że – jak pisał w „Przeglądzie Sportowym” Mirosław Skórzewski – zaczarował naszych obrońców i pewnie pokonał Huberta Kostkę. Ostatnie słowo należało jednak do Polaków. Po faulu 25 metrów od bramki Latynosów piłkę ustawił Deyna, ale zamiast wykonać rzut wolny – przebiegł nad piłką. Huknął jak z katapulty – jak można przeczytać w relacji reportera „PS” – Gadocha, a Rivas mógł jedynie bezradnie patrzeć, jak futbolówka wylądowała w siatce.
Maszczyk i Lubański pochwaleni przez selekcjonera
– Jestem zadowolony z postawy całego zespołu, który bardzo dobrze realizował założenia taktyczne. Potrafił narzucić swój styl gry, i miał całkowicie inicjatywę – podsumował trener Górski. – Na specjalne wyróżnienie zasługuje (Zygmunt) Maszczyk. Bardzo dobrze grał również Lubański; chociaż nie zdobył bramki, to przecież wypracował wiele sytuacji dla swoich kolegów.
– Dobry początek mamy już za sobą, i bardzie się cieszę z tego zwycięstwa. Oczywiście przeciwnik był słaby, ale sądzę, że z uwagi na znakomitą atmosferę w naszym zespole również i w następnych meczach Polacy potrafią zagrać tak samo, jak w Ingolstadt. A może jeszcze lepiej – ocenił po spotkaniu prezes PZPN, Stanisław Nowosielski.
28.08.1973, Ingolstadt (turniej olimpijski – faza grupowa)
POLSKA – Kolumbia 5:1
Bramki: Deyna 16, 31, Gadocha 42, 49, 72 – Moron 62.
POLSKA: Kostka – A. Szymanowski, Gorgoń Ćmikiewicz, Anczok – Szołtysik (80. Kraska), Deyna, Maszczyk – Kmiecik, Lubański, Gadocha. Trener: Górski.
cdn.