Pascha pana Kazimierza wg księdza Zelgi

23 maja przypada – 15. już – rocznica śmierci Kazimierza Górskiego. Z tej okazji przypominamy homilię wygłoszoną podczas mszy świętej pogrzebowej w Katedrze Polowej Wojska Polskiego przez księdza Adama Zelgę. Proboszcz z warszawskiego Ursynowa osobiście znał Trenera Tysiąclecia, bywał w mieszkaniu przy Madalińskiego, i z tego powodu został wybrany przez najbliższych do ostatniego pożegnania. I to temu duchownemu – i jednocześnie  pisarzowi  –  zawdzięczamy metaforę o wejściu przez legendarnego selekcjonera na zielone boiska raju… 

 

Kazimierz Górski 1921-2006. Dziś przypada 15. rocznica śmierci Trenera Tysiąclecia.

 

 

 

W kwietniu 2005 r. żegnaliśmy, tymi samymi słowami czytań liturgicznych (Rz 14, 7-9.10b-12; J 14, 1-6), śp. Mariannę Górską, żonę pana Kazimierza. Powiedziałem wtedy: „Nie byłoby sukcesów Orłów, gdyby nie to domowe ciepło, opiekuńcza atmosfera, wytworzona przez Górską, a przeniesiona przez Górskiego do reprezentacji. To wątek godny prześledzenia”.

 

Dziś jego ciąg dalszy. Bo dziś, zda się, żegna pana Kazimierza cała Polska, tak pięknie, rodzinnie pojednana w szacunku, bez względu na światopogląd, wyznanie czy stanowisko w hierarchii państwowej czy kościelnej. Oto Mszę św. sprawuje Prymas Polski, ale homilię głosi nieznany nikomu zwykły proboszcz małej, ursynowskiej parafii.

 

Są rozmaite metafory życia ludzkiego. Mówi się o drodze, pielgrzymce, „bojowaniu”, walce, biegu… Chrześcijanie powiadają, że życie to Pascha. Pascha czyli przejście. Tak – zaprawdę – my tylko przechodzimy przez tę ziemię. Ale zostawiamy na niej ślady.

 

Pascha pana Kazimierza. Tego syna Lwowa, syna jego obrońcy – kolejarza Maksymiliana i Zofii – gospodyni domowej i krawcowej. Syna Warszawy, miasta nieujarzmionego, które stało się jego rodzinnym, związanym z największymi triumfami polskiego futbolu. I wreszcie – Grecja, ta kolebka kultury europejskiej – z wieloma sukcesami, przyjaźniami, gdzie swą miłość i dom odnalazła jego córka. Ta „pascha geograficzna”, to przejście pana Kazimierza – pełna rozmaitych ludzkich stacji, od tych chwalebnych, świetlistych i radosnych, aż po – nierzadko przecież – jakże bolesnych.

 

Bo „pascha” człowieka po ziemi jest amplitudą zysków i strat. Im głębiej (bardziej) wchodzimy w jej tajemnicę, jej misterium, okazuje się, że tych strat jest coraz więcej. Jakże je zmierzyć w jednym ludzkim życiu? Utrata miasta rodzinnego. Wojna ze swoimi konsekwencjami, z koniecznością niełatwych wyborów. Przegrane mecze. Niesłuszne oskarżenia. Rodzinne porażki. Oddanie reprezentacji w ręce innego trenera. Coraz słabsze zdrowie. Kolejne, dłuższe i dłuższe pobyty w szpitalu. Śmierć żony. Rak. Ból… Ból…

 

I te ostatnie lata… Ten ostatni rok paschy życia, kiedy, po pokrzepiającym liście z Watykanu, pan Kazimierz kontynuował wędrówki ze swoim przyjacielem, panem Józefem, po całej Polsce, aż po to 85-lecie w Górze Kalwarii. Ileż było tych spotkań, panie Kazimierzu, tych szkół, domów dziecka, świetlic, stadionów? Ileż dzieci, by jeszcze raz przypomnieć nam, że „nikt z nas nie żyje dla siebie”.

 

Siostry i Bracia! Jest taki przekaz legendarny z meczu 17 października 1973 r. na Wembley, kiedy, kilka minut przed ostatnim gwizdkiem, Kazimierz Górski schodzi ze sceny do szatni. Jeszcze nie wie, że już za chwilę wejdzie na stałe do historii, do legendy. Jeszcze się lęka. Jeszcze ta straszliwa niepewność. Jeszcze nie wie, że za chwilę czeka go nieprawdopodobna radość…

 

W takiej atmosferze sprawujmy te pogrzebowe uroczystości. Oto pascha pana Kazimierza. Schodzi ze sceny w ciszę wieczności. I wchodzi na radosne, zielone boiska raju. A my powtórzmy za Józefem Piłsudskim, który w drugą rocznicę obrony Lwowa, powiedział do jej uczestników (miedzy innymi Maksymiliana Górskiego): „U was zabrzmiał ostatni akord – nie pogrzebu, lecz triumfu! To nie był zwykły bój!” I dodajmy: to było proste, piękne przejście.

 

Piękna pascha.

 

Amen.