4:0, a bramek powinno być dwa razy tyle

Po drugim spotkaniu turnieju olimpijskiego w Monachium – z Ghaną – biało-czerwoni wywalczyli awans do puli finałowej. Za którą uznawano… drugą fazę grupową z udziałem ośmiu najlepszych zespołów. Przed kończącym pierwszy etap rywalizacji na igrzyskach spotkaniem z NRD niewiadomą pozostawało już tylko, kto awansuje z pierwszej, a kto z drugiej pozycji. Do gry reprezentacji Polski wciąż jednak było sporo zastrzeżeń…

 

 

Skan relacji zamieszczonej w “Przeglądzie Sportowym”, w wydaniu datowanym na 31.08.1972

 

 

Ghana okazała się silniejszym rywalem od Kolumbii. Pierwszy kwadrans rozgrywanego w środę spotkania był bardzo nerwowy, a potem wyszło na jaw, iż Afrykańczycy potrafią zademonstrować nie tylko niezłe wyszkolenie techniczne, ale i grać zespołowo. I to całkiem dojrzale. Polacy zaś – wedle wysłannika „Przeglądu Sportowego” Mirosława Skórzewskiego – grali statycznie. Dopiero po przerwie, kiedy zawodnicy z Czarnego Lądu opadli nieco z sił, biało-czerwoni uzyskali znaczącą przewagę.

 

 

Lubański zachwycił nawet reporterów z Ghany

 

 

W 42 minucie nawet reporterzy z Ghany – jak donosił reporter „PS” – krzyknęli z zachwytu, gdy Włodzimierz Lubański z linii pola karnego huknął wprost w lewe okienko bramki Mensaha. Afrykański golkiper wyciągnął się jak struna, ale piłki nie zdołał dosięgnąć.

Drugi gol padł prawie kwadrans po przerwie. Joachim Marks przeprowadził rajd prawym skrzydłem, i bardzo dokładnie dośrodkował do Roberta Gadochy, który w polu karnym zgubił krycie dwóch obrońców i bez trudu podwyższył wynik.

Najpiękniejszą akcję biało-czerwoni przeprowadzili w 86. minucie. Piłka niczym po sznurku wędrowała w polu karnym od Gadochy do Marksa i wreszcie do Deyny, który kropnął pod poprzeczkę. Nie do obrony!

Tuż przed końcowym gwizdkiem popis dryblerki dał prawdopodobnie najlepszy specjalista w tej dziedzinie na świecie tamtych lat – Gadocha. Legionista dostał podanie przed polem karnym Ghańczyków, a już w szesnastce minął – niczym tyczki slalomowe – dwóch przeciwników i strzelił tak, że Mensah nawet nie zdążył interweniować.

 

 

30.08.1973, Ratyzbona (turniej olimpijski – faza grupowa)

Ghana – POLSKA 0:4 (0:1)

Bramki: Lubański 42, Gadocha 59, 89, Deyna 86.

POLSKA: Kostka – A. Szymanowski, Gorgoń, Ćmikiewicz, Anczok – Kraska, Deyna, Maszczyk – Kmiecik (46. Marks), Lubański, Gadocha. Trener: Górski.

 

 

– Wykonaliśmy plan minimum i zakwalifikowaliśmy się do puli finałowej. Oczywiście, trochę mnie niepokoi nieskuteczność naszych piłkarzy w pierwszej połowie, ale – znając doskonale atmosferę w zespole – jestem przekonany, że w dalszych spotkaniach będą oni grali ze zdwojoną ambicją. I dadzą z siebie jeszcze więcej w walce już ze znacznie silniejszym przeciwnikiem – ocenił po meczu prezes PZPN, Stanisław Nowosielski, cytowany przez „Przegląd Sportowy”.

 

 

 

Skutki meczu sprzed dwóch dni? I dalekich podróży?

 

 

– W pierwszej połowie nasi piłkarzy dali sobie narzucić styl gry Ghany. Grali za wolno, brakowało przyspieszenia i błyskawicznych kontrataków. Wydawało się, że odczuwają skutki poniedziałkowego meczu, ale przecież spotkanie z Kolumbią nie kosztowało ich zbyt wiele wysiłku. Pewien wpływ na grę mają, być może, również dalekie podróże pociągami i autobusami – analizował cytowany również przez „PS” selekcjoner Kazimierz Górski. – Nie mogę mieć specjalnych pretensji do drużyny, która wygrała 4:0. Żałuję jednak, że nie było dwa razy tyle bramek. Takich okazji, jakie mieliśmy w tym meczu, nie wolno marnować. Dobrze, że piłkarze potrafią je stwarzać, ale muszą je znacznie częściej wykorzystywać.  

 

 

cdn.