25 lipca 1976 roku, w niedzielę, obrońcy tytułu mistrza olimpijskiego z Monachium sprzed czterech lat rozegrali w Montrealu ćwierćfinał kolejnych igrzysk. I był to najlepszy – do tego momentu – występ biało-czerwonych w kanadyjskim turnieju. Świetny mecz rozegrał duet skrzydłowych, czyli… Andrzej Szarmach – Grzegorz Lato. Tym razem bowiem na środku ataku trener Kazimierz Górski wystawił Kazimierza Deynę.
Pierwsza połowa nie zapowiadała aż tak ostrego strzelania. Co prawda reprezentacja Polski wypracowała znaczącą przewagę, ale bramkę zdobyła tylko jedną. W 14. minucie Lato rozciągnął akcję na lewe skrzydło, skąd Henryk Wawrowski dośrodkował na 6. metr, a Szarmach piętą kopnął do siatki. Diabeł imponował ruchliwością, szybkością i dryblingami, ale nieco brakowało mu skuteczności. Dlatego drugiego gola strzelił dopiero po zmianie stron. Akcję rozpoczął Lato, podał do Deyny, a ten zagrał prostopadłą piłkę za linię do obrony. Wbiegający w pole karne Szarmach uderzył lewą nogą w okienko; nie do obrony!
Na lewo patrz!
W 56 minucie spóźniony Władysław Żmuda sfaulował An Se-uka, który podnosząc się z murawy kopnął bez piłki… Antoniego Szymanowskiego. Koreańczyk został ukarany czerwoną kartką i od tego momentu wiadomo było, że Azjaci nie mogą już marzyć o korzystnym wyniku. Dwie minuty później Szarmach z lewej flanki dośrodkował wprost na głowę do Laty, który z niewielkiej odległości strzałem głową podwyższył wynik. A w 65 minucie po wykonaniu rzutu wolnego przez Deynę, piłę przejął Lato i zagrał w pole karne do Zygmunta Maszczyka, który idealnie obsłużył Szymanowskiego. Nasz prawy obrońca nie pierwszy raz w tym meczu zapędził się pod bramkę Koreańczyków, ale mimo wcześniejszych prób dopiero po godzinie gry wpisał się na listę strzelców uderzając nie do obrony w krótki róg.
Mimo zmian na lewej stronie – Wawrowskiego zastąpił Wojciech Rudy, zaś za Maszczyka wszedł Roman Ogaza, nadal to skrzydło napędzało polski zespół. W 79 minucie ostatni z wymienionych przeprowadził dynamiczny rajd po skrzydle i podał w tempo na 10 metr do wbiegającego Laty, który ze spokojem króla strzelców mistrzostw świata kopnął do siatki.
25.07.1976, Montreal, turniej olimpijski (ćwierćfinał)
Korea Północna – POLSKA 0:5
Bramki: Szarmach 14, 49, Lato 58, 79, Szymanowski 65.
POLSKA: Tomaszewski – A. Szymanowski, Gorgoń, Żmuda, Wawrowski (64. Rudy) – Ćmikiewicz, Kasperczak, Maszczyk (71. Ogaza) – Lato, Deyna, Szarmach. Trener: Górski
„Przebieg meczu do przerwy nie mógł zachwycić. Dopiero w drugiej połowie sytuacja zmieniła się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wzmocniłem linię ofensywną, wprowadzając Ogazę zamiast Maszczyka. Efekt: cztery bramki. Wymieniłem też Wawrowskiego na Rudego., ale który z nich był lepszy, nie byłem w stanie powiedzieć nawet po meczu – wspominał trener Górski w książce „Piłka jest okrągła”. – Mecz z reprezentacją KRLD, zwłaszcza jego druga połowa, podobał się licznej widowni, co potwierdzały częste brawa. Na trybunie zjawiło się wielu naszych rodaków, powiewały biało-czerwone flagi., co trochę zrywały się chóralne okrzyki, skandowanie: Polska! Wreszcie bez uczucia wstydu opuszczałem główny stadion. Pięć bramek to już było coś.”
Nie mów hop, póki nie przeskoczysz
„A mówiłem, że jeszcze wszystko przed nami, zaczepił mnie po meczu z KRLD jeden z naszych dziennikarzy w biurze prasowym. – Mam już gotowy tytuł do dzisiejszego sprawozdania: Śpiący rycerze wreszcie się obudzili. Jak ci się podoba, Kaziu? – takie detale selekcjoner wszech czasów również wspomniał w cytowanej książce, którą napisał wraz z Pawłem Zarzecznym. – Podobać mi się podoba, ale co byś powiedział na tytuł: „Nie mów hop, póki nie przeskoczysz?”
cdn.