W rewanżu z Bułgarią w eliminacjach igrzysk w Monachium, rozegranym 7 maja 1972 roku na Stadionie X-lecia, zespół Orłów Górskiego musiał postawić wszystko na jedną kartę. W pierwszym meczu – w Starej Zagorze – gospodarze wygrali bowiem 3:1. Nasi piłkarze pałali chęcią wzięcia odwetu także z tego powodu, że rumuński sędzia Victor Padureanu dał karnego z kapelusza gospodarzom, wyrzucił z boiska naszego kapitana Włodzimierza Lubańskiego, a na dodatek nie uznał prawidłowej bramki Jana Banasia.

Pobyt w Bułgarii nasza ekipa zakończyła zatem złożeniem protestu i mocnym postanowieniem złojenia skóry nieuczciwym rywalom na Stadionie X-lecia. Polskich kibiców nie trzeba było dodatkowo motywować do żywiołowego dopingu, TVP przeprowadzała transmisję ze Starej Zagory, a legendarny komentator Jan Ciszewski umiejętnie podgrzał nastroje. Do przerwy w Warszawie było jednak tylko 1:0.
– Pamiętam doskonale napiętą atmosferę po pierwszej połowie. Trener Górski kazał dostarczyć termosy z kawą do szatni, po czym wydał dyspozycję, aby piłkarze zostali w niej sami. A ja miałem na zewnątrz pilnować, żeby nikt im nie przeszkadzał. Tak też zrobiłem, ale słyszałem oczywiście odgłosy z szatni. Wersalu tam nie było – wspomina kierownik naszej reprezentacji Janusz Jesionek.
Na drugą połowę nasi zawodnicy wyszli – długim tunelem – z kilkuminutowym opóźnieniem. Na tyle pobudzeni kofeiną i męską dyskusją we własnym gronie, że dorzucili jeszcze dwa gole. W czym mocno dopomógł trener Górski decydując się w końcówce na pokerową zagrywkę z wprowadzeniem Joachima Marxa. Na koniec eliminacji musieli jednak czekać na szczęśliwe – dla biało-czerwonych – zakończenie meczu Hiszpanów z Bułgarami. I doczekali się!
07.05.1972, Warszawa, eliminacje olimpijskie
Polska – Bułgaria 3:0
Bramki: Banaś 20, 75, Marx 85.
POLSKA: Kostka – Wraży, Gorgoń, Ćmikiewicz, Anczok – Szołtysik, Deyna, Maszczyk (70. T. Polak) – Banaś, Lubański, Gadocha (83. Marx). Trener: Górski.
– Gdyby amatorska reprezentacja Hiszpanii nie zabrała punktu Bułgarom w rewanżu u siebie, to z naszej olimpijskiej sławy wyszłyby nici. Iberyjczycy byli wściekli, bo ich też Bułgarzy przekręcili na własnym terenie i zagrali jakby walczyli o życie. No i wbrew wszelkim przewidywaniom nie dali się ograć, choć graniczyło to z cudem – nawet po latach Lesław Ćmikiewicz wspomina tę sytuację ze sporą dozą emocji. – Bez fartu Górskiego, pewnie nigdy nie zostalibyśmy olimpijczykami..
cdn.