Czy wyobrażacie sobie porażkę z Iranem?!

Drugi mecz na igrzyskach w Montrealu zaczął się dla polskiej drużyny koszmarnie. Orły Górskiego przegrywały z Iranem już po 5 minutach, a gra biało-czerwonych w pierwszej części była równie bezproduktywna jak w nieudanym spotkaniu z Kubą. Nasi piłkarze mieli świadomość, że na wyższą porażkę nie mogą sobie pozwolić. Wówczas zabrakłoby ich bowiem w kolejnej fazie turnieju…. Na szczęście – spotkanie skończyło się zgodnie z planem.

 

 

W meczu z Iranem, honor biało-czerwonym uratował Andrzej Szarmach. Na zdjęciu – podczas powrotu z Chicago z żoną Małgorzatą w 2002 roku.
fot. Dariusz Górski/FOTONOVA

 

 

Mecz, rozgrywany w obecności 28 tysięcy widzów, zaczął się od nieporozumienia w naszej defensywie. Jan Tomaszewski wybiegł na przedpole do dośrodkowania z prawego skrzydła i zderzył się z Władysławem Żmudą. Piłka spadła pod nogi zamykającego akcję na linii pola karnego Ali Parwina, który spokojnie kopnął do pustej siatki.

Na wyrównanie polscy kibice musieli czekać 45 minut. Wówczas Lesław Ćmikiewicz zacentrował dokładnie z prawej flanki, bardzo podobnie jak przeciwnicyw akcji, po której objęli prowadzenie. Golkiper Irańczyków Nasser Hejazi minął się z piłką, a Andrzej Szarmach nie zmarnował okazji – strzałem głową dorpowadziłdo wyrównania. Trzy minuty później było już 2:1 dla biało czerwonych. Akcję rozpoczął Ćmikiewicz, rozegrał z Grzegorzem Latą, a ten spod linii końcowej wycofał na 6. metr do Kazimierza Deyny, który nie dał najmniejszych szans Hejaziemu na skuteczną interwencję. Kapitan polskiego zespołu miał udział także przy trzecim golu. Egzekwując rzut wolny zza linii bocznej pola karnego, Kaka wstrzelił piłkę bardzo mocno i precyzyjnie w pole bramkowe przeciwników. Bramkarz rywali minął się z futbolówką, zaś asekurujący Hejaziego obrońca odbił na tyle niefortunnie, że zaliczył asystę przy kolejnym golu Szarmacha wbitym głową.

   Rozluźnienie pewnych już awansu do ćwierćfinału turnieju olimpijskiego biało-czerwonych Irańczycy wykorzystali w 79 minucie. Hassan Rowshan mocno podkręcił piłkę uderzając z 16 metrów. Trafił tuż przy prawym słupku, i zupełnie zaskoczył nie najlepiej dysponowanego tego dnia Tomaszewskiego.

 

 

 

22.07.1976, Montreal, turniej olimpijski (faza grupowa)

 

Iran – POLSKA 2:3

Bramki: Parwin 6, Rowshan 79 – Szarmach 50, 72, Deyna 52.

POLSKA: Tomaszewski – A. Szymanowski, Gorgoń, Żmuda, Wawrowski –Ćmikiewicz, Deyna, Maszczyk – Lato, Szarmach, Kmiecik (65. Beniger). Trener: Górski

 

 

 

„ To nie do wiary, co się z nami dzieje na boisku. Tak bardzo chcemy wygrać i nic z tego – stwierdził Grzesiu Lato w przerwie, kiedy znaleźliśmy się w szatni – wspominał w książce „Piłka jest okrągła” trener Kazimierz Górski.

– Może właśnie dlatego, że tak bardzo chcemy, nic nam nie wychodzi – odpowiedział (Zyga) Maszczyk.

– Panowie, daję wam, i sobie też, kwadrans na odwrócenie wyniku. To znaczy wyrównanie i uzyskanie prowadzenia – powiedział wśród grobowej ciszy (Kazio) Deyna. – Czy wy możecie w ogóle wyobrazić sobie porażkę z Iranem?

Rzeczywiście, po pięciu minutach było 1:1, po siedmiu 2:1, a potem jeszcze Szarmach podwyższył na 3:1. Nasza drużyna zmieniła się nie do poznania. Kiedy przy stanie 3:2 sędzia odgwizdał wreszcie koniec meczu, odczułem prawdziwą ulgę. Wreszcie zwycięstwo…”

 

cdn.