Musiał, i był kłopot ze Szwedami

Rywalizację w drugiej fazie grupowej Weltmeisterschaft 1974 reprezentacja Polski rozpoczęła od konfrontacji ze Szwecją. I rozegrała najsłabszy mecz w niemieckim turnieju. Zdaniem trenera Kazimierza Górskiego wyróżnili się – oprócz Jana Tomaszewskiego, który obronił rzut karny – jedynie napastnicy. To po ich trójkowej akcji tuż przed przerwą biało-czerwoni zdobyli jedynego gola w starciu ze Skandynawami.

 

 

  

 

  Trener Górski przed starciem ze Szwedami, które było rozgrywane zaledwie trzy dni po kończącym pierwszą fazę meczu z Włochami przemeblował skład obrony. Na prawej flance wystąpił Zbigniew Gut, natomiast Antoni Szymanowski zastąpił na lewej Adama Musiała. Z przyczyn pozasportowych – o których za chwilę – ale faktem jest wspomniana roszada w defensywie, choć na dłuższą metę wstrząs okazał się bardzo potrzebny, rozbiła szyki biało-czerwonych również w akcjach ofensywnych w spotkaniu ze Skandynawami.

 

Czwarty znów najmniej warty

 

   W 44. minucie prawą flanką zaatakował Robert Gadocha. Przerzucił piłkę na dalszy słupek do Andrzeja Szarmacha, a Diabeł błyskawicznie głową zgrał do nadbiegającego w pole bramkowe Grzegorza Laty, który także głową strzelił nie do obrony. 19 minut po przerwie Jerzy Gorgoń interweniując wślizgiem powalił szarżującego w polu karnym polskiej drużyny rywala i arbiter bez wahania wskazał na jedenastkę. Staffan Tapper uderzył bardzo mocno tuż przy prawym słupku, ale Tomaszewski wyczuł intencje strzelca i pewnie odbił piłkę do boku.

 

   „A jednak, powtórzyła się sytuacja z igrzysk – czwarty mecz i wyraźnie słabsza forma biało-czerwonych. Podobnie było przecież w meczu z Danią, zakończonym nierozstrzygniętym wynikiem – powiedział mi przez telefon Stanisław Nowosielski, kiedy późnym wieczorem zdawałem mu dokładniejszą relację z przebiegu wydarzeń na Neckarstadionie. – Obrona rzutu karnego w wykonaniu „Tomka” była fantastyczna – zachwycał się prezes. A tak w ogóle to najgorsze mamy już poza sobą – wspominał w swej książce „Piłka jest okrągła” trener Górski.

I dodawał na jej łamach: „Jakie były nasze główne braki? Zanikła gdzieś świeżość, kiepsko było z szybkością i dokładnością podań, chaotyczne akcje rwały się w środku pola. Błyszcząca zwykle linia środkowa nie potrafiła należycie uporządkować gry i narzucić odpowiedniego tempa. Porównanie naszego występu z meczem przeciwko słabej Danii na igrzyskach olimpijskich było więc trafne. I wówczas i dziś przeżywaliśmy bezsporny kryzys. Czy zdołamy go przezwyciężyć? Jestem pewny, że tak…”

 

 

26.06.1974, Stuttgart (finały MŚ)

POLSKA – Szwecja 1:0 (1:0)

Bramka: Lato 44.

POLSKA: Tomaszewski – Gut, Gorgoń, Żmuda, A. Szymanowski – Kasperczak, Deyna, Maszczyk – Lato, Szarmach (62. Kmiecik), Gadocha. Trener: Górski.

 

 

Roszada w składzie była konsekwencją kary dyscyplinarnej, którą trener Górski nałożył na Musiała na zbyt późny powrót do hotelu z tak zwanego czasu wolnego, który kadrowicze dostali po wygranej z Włochami.

 

– Okazało się, że pan Kazimierz wyczuł od Adama, że piwek było o dwa za dużo. Po śniadaniu z Kazikiem Deyną poszliśmy więc do trenera, i zaczęliśmy prosić, żeby Musiał został, bo nasza wcześniejsza interwencja u prezesa PZPN nic nie dała. „Pan Kazimierz uznał, że Musiał ma wyjechać, więc już się pakuje” – zakomunikował nam Jan Maj. – „Ja już niczego nie mogę w tej kwestii zrobić”. Początkowo pan Kazimierz nie chciał słuchać argumentów. Jego wielkość polegała jednak na tym, że po mniej więcej pół godzinie uległ naszej prośbie, żeby ostateczną decyzję podjął po meczu ze Szwecją. Tylko poprosił, żeby rozmowa została między nami. „Dobrze, będzie jak chcecie. Moja decyzja zostanie ogłoszona po meczu ze Szwecją” – tak po latach incydent wspominał na stronie Fundacji Kazimierza Górskiego Jan Tomaszewski. – Na treningu Adam ćwiczył ze wszystkimi, więc sądziliśmy, że normalnie zagra. I postara się na boisku za dwóch, żeby zmazać plamę. A z nim w składzie wszystko naprawdę dobrze funkcjonowało. Kiedy jednak okazało się, że Musiał nie znalazł się w składzie na mecz, nawet na ławce, tylko wylądował na trybach, myślałem, że uduszę pana Kazimierza. Zresztą i mnie, i Deynę jakby ktoś w pysk strzelił.

 

300 dolarów szokująco wysokiej kary

 

 Nasz bramkarz w czasie wolnym grał w karty w podgrupie z legionistami, więc w ogóle nie zarejestrował incydentu. Świadkiem zdarzenia był natomiast asystent trenera Górskiego, Andrzej Strejlau:

– Stanisław Nowosielski i Jan Maj, a zatem szefowie naszej ekipy, mądrzy ludzie. I znakomicie rozegrali całą sytuację pod względem psychologicznym. Górski początkowo był nieprzejednany: ”Skoro złamane zostały zasady, jedziesz do domu.” Nowosielski zagaił, że skoro trener szanuje swoich asystentów, to mimo że rządzi i decyduje, zechcesz poznać ich zdanie. Kazio: „No to niech się wypowiedzą.” A obaj z Gmochem byliśmy za tym, żeby Musiał został w drużynie. Bo ja wiedziałem, a Gmoch nie, że winowajców było sześciu, a tylko Adam się zatrzymał po spóźnionym powrocie na schodach. Górski wysłuchał naszych opinii i orzekł: „Jest czwarta rano, więc pójdziemy już spać. A ja się do rana zastanowię – wspominał z perspektywy roku 2020 całe zajście trener Strejlau. – Rano ogłosił, że Musiał zostanie, ale będzie ukarany finansowo i odsunięty od meczu ze Szwecją. Celowo w moim odczuciu Górski doprowadził do takiej dramaturgii, żeby potrząsnąć drużyną.

 

   O sportową i finansową analizę zmiany Musiała na Guta i przesunięcie Szymanowskiego pokusił się Tomaszewski. Nasz legendarny bramkarz także nie ma wątpliwości, że na dłuższą metę pokerowa zagrywka selekcjonera Górskiego miała wyłącznie pozytywny wpływ na biało-czerwoną ekipę:

– Antek – kapitalny na prawej – na lewej był słabszy. A Gut nawet w połowie nie był Szymanowskim… Trener poprzestawiał klocki w składzie tak, że byliśmy wściekli. W meczu decydującym być może o medalu w MŚ! Ostatecznie wygraliśmy skromnie ze Szwecją, a Adam dostał rekordową wówczas karę – nie pamiętam 200 czy 300 dolarów, co było kwotą w tamtych realiach szokująco wysoką – wspominał kilka tygodni temu Tomek. – Musiał i tak jednak był wtedy najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Wycałował nas wszystkich, bo wiedział, że pan Kazimierz w jego sprawie po takim spotkaniu zmieni zdanie. Trener rozwalił nam zespół na mecz ze Skandynawami, ale zarazem spowodował, że potem już sami się pilnowaliśmy. Potrząsnął całą ekipą. I dzięki temu wygrał, dodatkowo podbudowując swój autorytet.

 

AG

 

cdn.